Nie było mnie tutaj ładnych parę lat. Sporo się zmieniło, wiele pozostało bez zmian. Nie wnikając w szczegóły, jakiś czas temu postanowiłam powrócić do świata wirtualnego :) Trwało to trochę, ale here I am!
A co do powrotów takich bardziej konkret - wyjechaliśmy z mężem na 3 dni z okazji długiego weekendu majowego. Było bosko. Odpoczęliśmy, pojedliśmy dobrego no i oczywiście jak na prawdziwe słoiki przystało, nawieźliśmy do siebie dużo dobroci od mamy. Napalona jak fiks, przywiozłam sporo nowych kwiatków, także na zaszczepki. W domu niestety szok i niedowierzanie - jakieś cholerne muszki w kwiatkach. Szybki rekonesans w necie - ziemiórki. ZIEMIÓRKI. Nie chcę chemii, muszę je jakoś wymordować eko sposobami. Od piątku wieczorem podlewam naparem z pokrzyw (trochę dla mnie, trochę dla kwiatulków ;)). Porozstawiałam też śmierdzący płyn, które miał je wytopić (ocet + płyn do naczyń + woda). Ziemórki topią się wszędzie, tylko nie w nim...
Ale nie tracę nadziei. Z przesadzaniem czekam do jutra, żeby nie zainfekować nowych roślinek, gadzin lata coraz mniej.
Zdam relację czy eko sposób na morderstwo zadziałał.
Pozdrawiam,
Petit Pastel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za słówko:)